Podróżowanie to najpiękniejsza forma poznawania. Tylko przemieszczając się z miejsca w miejsce, będąc w ruchu, mamy szansę odkrywania tego, z czym do tej pory nie mieliśmy okazji obcować. Dlatego czasem z radością porzucam wszystko i pozwalam sobie na momenty oderwania od świata, który dotyczy mnie codziennie. Na propozycję wspólnej wyprawy do Portugalii z Mitsubishi i grupą najbardziej wpływowych „influencerów” przystałam z entuzjazmem i czułam, że czeka mnie sporo wrażeń.  Nie tylko dlatego, że kocham ten region, ale byłam bardzo ciekawa jak pracują ludzie, którzy ogarniają coś, co dla mnie ciągle jest nowością – media społecznościowe. Facebook i Inastagram rządzą dziś światem, czy to się nam podoba czy nie. Różnica jest tylko taka, że dla niektórych to ciągle tylko forma komunikacji, a dla wielu to praca na pełny etat. Lekko nakręcona ruszyłam więc do Portugalii, żeby odkrywać nieznane mi dotąd rewiry rzeczywistości.

Portugalię kocham, bo tam można godzinami jechać wybrzeżem Oceanu nie trafiając na wielkie hotele i komercyjne miasteczka. Za to można obserwować surferów, którzy nie robią nic innego oprócz czekania na swoją wymarzoną falę.  Umiejętność, z jaką ten kraj potrafi żyć zgodnie z naturą niezmiennie mnie zadziwia. Wiem, że jest tam wciąż dość biednie i żal mi patrzeć na błagające o remont zniszczone elewacje pięknych domów. W Portugalii rzeczywiście nie jest „na bogato” tak, jak potrafi być w Hiszpanii. Jednak w tej surowości jest coś, co przyciąga jak magnes. Jednocześnie Portugalczycy mają w sobie bardzo dużo ciepła i chęci nawiązywania dialogu. I choć nie rozumiem nic z fantastycznie „szeleszczącego” języka, a oni niechętnie uczą się angielskiego, zawsze umiem się z nimi porozumieć. I to jest piękne. Są gościnni i czekają na pozytywną reakcję zupełnie tak jak pracownicy Mitsubishi w Lizbonie, od których zabieraliśmy samochody. Spieszyło nam się, żeby jechać dalej, ale nie mieliśmy sumienia odmówić, bo przygotowano dla nas poczęstunek. I widziałam jak bardzo byłoby im przykro, gdybyśmy nie wypili kawy i nie usiedli z nimi na chwilę. Miłe. Tak więc zrobiliśmy, a chwilę potem byliśmy już w drodze do Santiago do Cacem.

Spędziłam cudowny czas zwiedzając małe, portugalskie miasteczka i gapiąc się na Ocean w towarzystwie ludzi, którzy opanowali świat Instagrama do perfekcji. Ewa Niespodziana, Wiktor Borsuk, Ola i Justyna Nowak i Ola Sadkowska to grupa ludzi, od których można uczyć się skupienia, determinacji i jednocześnie czerpania radości z tego, co robią. Paweł Poręcki i Marcin Idziaszek, doskonała ekipa fotograficzno-filmowa, miała pełne ręce roboty. Zdjęcia o zmierzchu nad Oceanem w wiejącym lodowatym wietrze? Proszę bardzo! Pobudka o 5 rano i łapanie plenerów w budzącej się do życia Portugalii? Cóż, prawdopodobnie byłam jedyną osobą, która wybrała sen i przewracanie się z boku na bok, bo wszyscy korzystali z możliwości łapania chwili. Za to nikt mnie nie musiał zmuszać do prowadzenia Eclipse Crossa po cudownych i zapierających dech w piersiach klimatach portugalskich bezdroży, bo to mój ulubiony sposób na życie.

Piękna wyprawa i kolejna lekcja zaliczona. Prawdopodobnie nigdy nie dołączę do grupy najbardziej wpływowych „influencerów”, ale sporo się od nich nauczyłam. Przede wszystkim tego, że świat uchwycony w obrazku jest wart pokazania go innym. Co niniejszym czynię i czuję naprawdę ogromną frajdę, że mogę się z Wami podzielić kawałkiem mojej przygody.

fot. Paweł Poręcki