Ciepła aura, słońce i zero deszczu to wymarzona prognoza na weekend. Wtedy miasta pustoszeją, a zgiełk przenosi się zupełnie w inne rewiry Polski. Czasem przyjemnie jest zostać kiedy wszyscy wyjeżdżają i tak właśnie przytrafiło mi się ostatnio. W tak nietypowych okolicznościach wpadł w moje ręce  zupełnie nowy mieszczuch wprost stworzony do eksplorowania wyludnionego miasta. Zachwycił mnie niesamowitą grafiką, która niewątpliwie przyciąga wzrok przechodniów, choć w sobotni, gorący dzień ludzi w centrum było jak na lekarstwo. Space Star wpasował się w moje plany wprost idealnie i ruszyliśmy razem na podbój spokojnej i nienaturalnie wyciszonej Warszawy.

Hasło reklamowe Mitsubishi dla Space Stara brzmi: „Nowa gwiazda w mieście” i aż uśmiechnęłam się sama do siebie. Jeżdżąc po puściutkich ulicach czuliśmy się oboje jak bardzo ważne persony, dla których ktoś zamknął pół miasta. Bajka! Przyjemność obcowania ze Space Starem ma jeszcze jedno oblicze, z którego zdałam sobie sprawę po przyciśnięciu guzika Start Stop. Powrót do czystej motoryzacji, nieprzeładowanej elektroniką sprawił, że jazda samochodem znów stała doświadczeniem współgrania kierowcy i maszyny. Prostota zwrotnego, miejskiego szkraba autentycznie mnie rozczuliła. Nie oznacza to wcale, że Space Starowi czegoś brakuje. Wręcz przeciwnie. Wykonany jest z dobrych materiałów, a w wersji Intense ma wszystko czego człowiekowi potrzeba za kierownicą. Tyle, że bez bajerów, świecidełek i dodatków, które nagle okazały się zbędne.

Space Star w nowej odsłonie pokazał, że miasto to jego rewiry i czuje się w nim doskonale. Rozbawił mnie mój serdeczny przyjaciel Robson, doskonały kierowca z ogromnym doświadczeniem, który kazał mi słuchać dźwięku silnika. Dodam, że pod maską króluje trzycylindrowa jednostka o pojemności 1.2 i mocy 80 koni mechanicznych. A on wyłączał radio i podekscytowany mówił: „posłuchaj, tak brzmi NORMALNY silnik!”. Cóż, ile osób tyle odczuć. Ja prawdę mówiąc za dźwiękiem trzech cylindrów nie przepadam, ale muszę przyznać, że radzi sobie zacnie. 11 sekund do setki w nadwoziu poniżej tony sprawia, że Space Starowi dynamiki nie brakuje. Zawieszenie jest dość twarde, co akurat dla mnie jest zaletą, bo wtedy lepiej czuję auto. Być może znajdą się tacy, dla których przejazd przez studzienki na ulicach nie będzie radością, ale to kwestia preferencji. No i nie oszukujmy się – z tyłu nie jest tak przestronnie jak z przodu. Space Star to idealne auto dla dwojga. Chyba, że na krótkim dystansie trzeba podrzucić znajomych w miasto. Wtedy nikt raczej narzekać nie powinien tym bardziej, że we wnętrzu atmosfera jest naprawdę przyjazna.

Doświadczając przyjemności pustego miasta jeździłam to tu to tam, ciesząc oko kompletnym brakiem korków. Ja i Space Star zajrzeliśmy nawet na parking centrum handlowego, gdzie zastałam absolutnie niesamowity widok przestrzeni bez jakichkolwiek aut dookoła. Niezwykłe! Tam właśnie postanowiłam zrobić nowej gwieździe sesję zdjęciową, dokumentując jednocześnie przedziwne zjawisko pustki, do której w centrach miast nie jesteśmy przyzwyczajeni. Mając czas, spokój i przestrzeń przyjrzałam się Space Starowi dokładnie, sprawdzając osobiście nawet pojemność bagażnika. Mieszczę się, czyli nie jest źle:) I pomyślałam, że czasem będę zostawać w mieście na długie weekendy, bo to też jest przygoda.  Ta ze Space Starem, uwierzcie mi, sprawiła mi mnóstwo frajdy.