Na mojej liście „must have” Wrangler był zawsze numerem jeden. Kocham go za styl, klimat, wytrzymałość w terenie i przechylanie się na zakrętach. No i oczywiście za pionową szybę, kompletny brak aerodynamiki i najładniejszy wyraz samochodowych oczu, z jakim zdarzyło mi się obcować. Wiedziałam, że nie może go zabraknąć w projekcie MOTOMORFOZY, więc rzuciłam w salonie FACES wyzwanie stylistycznej przemiany pod mojego ulubieńca. W zarażonej motoryzacją wyobraźni zobaczyłam się w ciężkich traperach, spodniach bojówkach ze spiętymi na gładko włosami. Oczywiście w błotnistym terenie, który dla Wranglera jest środowiskiem naturalnym. Gdzieś w głębi duszy jednak czułam, że to banalne i typowe podejście do tematu. A potem uświadomiłam sobie, że kocham ten samochód również dlatego, że czuję się w nim niezwykle kobieco! Olga Sulipa – mistrzyni makijażu i Izabella Markiewicz – najwspanialsza ze stylistek, poczuły to od razu. Trapery? Bojówki? Spięte włosy? Nigdy w życiu! Kobieta nawet w terenie może poczuć się zmysłowo i z klasą. Oddałam się więc bez cienia wątpliwości w ręce dwóch niezwykle wyczulonych na estetykę kobiet, a efekt przerósł moje wyobrażenia. I to bardzo!

W Butik Caffe, miejscu magicznego połączenia mody i kulinarnych doznań, przymierzyłam najpiękniejszy płaszcz świata, jaki przygotowała dla mnie Iza. Serce zabiło mi szybciej, bo poczułam się w nim jak milion dolarów. Sednem metamorfoz jest zmiana, która jednocześnie inspiruje i wtapia się w człowieka. Ten płaszcz …Marzę o nim do dziś! Chwilę potem siedziałam na fotelu Olgi, która po konsultacji z Izą też już miała na mnie plan. Robimy afro! Loki, zakręcone, zwariowane, czyli pełna wolność w kobiecym wydaniu. Tym bardziej, że Jeep Wrangler to synonim wolności. „Jak szaleć to z rozmachem” – pomyślałam, choć jeszcze nie wiedziałam co mnie czeka. Fryzura niewątpliwie potrafi zmienić człowieka nie do poznania. Po trzech godzinach nawijania małych kosmyków włosów potrząsnęłam burzą loków i wiedziałam, że to jest to! Makijaż z początku był bardzo zachowawczy, ale do akcji wkroczyły odważne fioletowe kreski i oto ja, Joanna, stanęłam przed lustrem i nie mogłam uwierzyć, że ciągle jestem tą samą osobą.

Jeep Wrangler jest najpiękniejszy w krótkim nadwoziu. Bez dwóch zdań. Lepiej też od dłuższej wersji radzi sobie w terenie, bo jest lżejszy i idzie jak burza. Do bagażnika zmieści się kosmetyczka i pudełko na buty, a wciśnięcie pasażera do tyłu wymaga ewolucji kaskaderskich. To nic. Kocham go, jest piękny, najlepszy i już. Silnik Pentastar o pojemności 3,6 litra z automatyczna skrzynią biegów wymaga posiadania własnej stacji benzynowej lub sporego budżetu, bo spalanie nie schodzi poniżej 15 litrów. A jak się go przetarga na reduktorze w głębokim błocie, na zużycie paliwa nawet nie należy rzucać okiem. Cóż, miłość nie wybiera i wymaga wyrzeczeń. Za to wiem, że mnie nie zawiedzie, wjedzie wszędzie i wyjedzie z każdej opresji. Wpakowaliśmy się do niego wszyscy, włączając oczywiście fotografa Mateusza Misiaka, który jako najmłodszy wylosował miejsce z tyłu. Ruszyliśmy w teren nadwiślańskich okolic, a Wrangler połykał wszystkie nierówności terenu z pomrukiem zadowolenia. 284 konie mechaniczne potrafią rozpędzić to cudowne pudełko do 180 km/h, choć nigdy nie miałam aż tyle odwagi, żeby tego dokonać. Bo i po co? Mój ulubiony wszędobylski przyjaciel to nie rajdówka, tylko towarzysz na dobre i na złe. Ja, Wrangler, mój płaszcz i afro stanowiliśmy jedność. Mogłabym tak codziennie i wiem, że kiedyś będzie to możliwe. Pięknie jest dzięki FACES przenosić się w idealny świat, w którym wszystko jest takie, jak sobie wymarzyłam. Nawet, jeśli trwa to tylko jeden dzień.

Photo: Misiak_photography
Make-up: Salon Faces – Olga Sulipa
Hair: Salon Faces – Olga Sulipa
Style: #MobilnyButik – Izabella Markiewicz