Wśród miłośników motoryzacji wciąż słyszę głosy, że prąd psuje całą zabawę z jazdy samochodem. Nie wszyscy chcą się do tego przyzwyczaić, ale – czy się to komuś podoba czy nie – niedługo zwyczajnie nie będziemy mieli wyjścia. Cały świat idzie w stronę elektrycznej motoryzacji i już. Ja się już z prądowymi autami zdążyłam zaprzyjaźnić, bo przyspieszają jak marzenie i potrafią dać naprawdę dużo frajdy z jazdy. Teraz mam kolejne wyzwanie. Do tej pory wydawało mi się, że wygra ten, kto zaoferuje największy zasięg. I co? I guzik z pętelką, bo samochody elektryczne z niewielkim zasięgiem i z przeznaczeniem tylko do miasta, sprzedają się jak świeże bułeczki. Czy to ma sens? Najwyraźniej, skoro jest takie zapotrzebowanie.

Jedno wiem na pewno. Gdyby mój portfel pozwolił mi na posiadanie drugiego samochodu tylko na miasto, musiałabym odczuwać przyjemność z obcowania z nim na co dzień. Kiedy zobaczyłam Hondę e po raz pierwszy, od razu ją pokochałam za wyraz okrągłych oczu jak u pluszowego misia. Czekałam na test dość długo i zazdrościłam szczerze zagranicznym kolegom po fachu, którzy jazdą elektryczną Hondką chwalili się na swoich portalach. W końcu się udało i mały, biały miś zawitał pod moim domem. Honda e jest tak urocza, że całe osiedle się zbiegło, żeby zapytać co to za wynalazek! Ktoś zapytał, czy to przenośna lodówka, ktoś inny – co to za pudełeczko na kółkach. Dla mnie to jednak miś, taki do przytulania. I oczywiście do przemieszczania się po mieście, bo za daleko Hondą e niestety nie da się pojechać.

Największe wrażenie Honda e robi jednak w środku. Ogromny drewniany panel sprawia wrażenie ładnej meblościanki w dużym pokoju. Rozsiadłam się więc tak, jakbym miała oglądać telewizję na kanapie. Przepraszam, trzy telewizory, bo aż tyle jest ekranów! Dodam, że można sobie na nich wyświetlać rybki i bawić się w akwarium, gdyby komuś przyszła taka ochota. Do tego dochodzą małe telewizorki zastępujące lusterka, z czym trzeba się oswoić, bo jednak widok jest zupełnie inny niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie wiem jak, ale kamery się nie brudzą, obraz jest zawsze idealny i w dodatku odwrócony, czyli taki jak w normalnych lusterkach. I to działa! Wsiadłam i Honda e bez dotykania czegokolwiek, uruchomiła się sama. Wystarczyło wcisnąć „D” i ruszyć na podbój miasta.

Elektryczny silnik ma 154 konie mechaniczne, które rozpędzają to pudełeczko w 8,3 sekundy do setki. Jak to z każdym prądowcem bywa, najpierw katapultuje się z miejsca wciskając w fotel, żeby później elegancko i miarowo osiągać zamierzoną prędkość. Napęd na tył sprawia, że Honda e zawraca w miejscu i wpasowanie się na parkingach to czynność dziecinnie prosta. Zakręty pokonuje bez większych przechyłów, o które trochę się bałam ze względu na kształt nadwozia. Hondka klei się ładnie w łukach i nie straszy utratą przyczepności. Na dziurawych dróżkach osiedlowych poradziła sobie zadziwiająco dobrze, co też mnie mocno zaskoczyło. Miejskie podróżowanie stało się z Hondą e prawdziwą przyjemnością. Tym bardziej, że można z nią pogadać, bo obsługa głosem działa i nie trzeba powtarzać milion razy, żeby coś z nią załatwić. Pomyślałam, że naprawdę mogłabym jeździć codziennie do pracy tym małym, słodkim misiem. Problem miałam tylko z zakupami, bo bagażnik jest malutki i niewiele da się do niego zapakować. Wszystko wylądowało na tylnych siedzeniach tylko dlatego, że szczęśliwie nikogo ze sobą nie zabrałam.

Niestety musiałam włączyć w to miejskie podróżowanie sporo logistyki. Małe zasięgi to coś, co mnie stresuje. A skąd ja mam wiedzieć, czy mi jutro nie przyjdzie do głowy pojechać po pracy nad Zalew Zegrzyński, żeby popływać na supie? I co, wtedy nie wrócę czy będę musiała ubłagać kogoś, żeby mi się dał podłączyć do gniazdka? Z deklarowanego zasięgu 210 kilometrów zawsze zrobi się trochę mniej, bo czasem trzeba włączyć ogrzewanie, czasem miło podgrzać fotel…Kombinowanie gdzie się naładować i ile mi to zajmie czasu wciąż mnie odrobinę przerasta. Na szybkim łączu potrzebuję ponad dwie godziny. I skąd ja mam wziąć aż dwie godziny z cennego dnia? Pewnie zupełnie inaczej bym się z tym czuła, gdybym mogła co wieczór podłączyć Białego Misia w swoim domu i wsiąść rano do auta z pełną baterią. Tak czy siak, jeszcze nie porzuciłam stresu konieczności skrupulatnego planowania i może kiedyś się tego nauczę.

Szkoda, że na drugi, uroczy samochód na miasto musiałabym mieć minimum 152 tysiące złotych, bo tyle kosztuje Honda e. Czekam na ten moment, kiedy samochody elektryczne wreszcie stanieją na tyle, że każdy będzie mógł sobie na nie pozwolić. I z pewnością tak się kiedyś stanie. A wtedy – kto wie? Może Mały Biały Miś stanie pod moim blokiem.