„Kompaktowy crossover” to hasło, które ostatnio działa na rynku prawdziwe cuda. Niewątpliwie stał się najbardziej pożądanym i uwielbianym przez wszystkich segmentem, choć – zastrzelcie mnie! – nie pojmuję dlaczego. Oczywiście rozumiem radość siedzenia wyżej i lepszą widoczność, często wykorzystywany napęd na cztery łapy lub jego namiastki. To bezsprzecznie atuty. Skąd jednak tak niespodziewany poziom szaleństwa? Pragnienia i emocje nie są łatwo definiowalne i nawet nie będę się próbowała z tym zmierzać. Dość, że crossovery w swojej ofercie mają już chyba wszyscy producenci, a Renault zdecydowanie nie zostaje w tyle. Kadjar jest urodziwy i bardzo francuski, co mnie cieszy, bo od zawsze miałam sentyment do Francuzów. Pytanie tylko skąd ta słabość…

Francuz musi być przede wszystkim ładny. Kadjar ma bardzo udaną linię nadwozia i razem z fotografem Mateuszem doszliśmy do wniosku, że jest niezmiernie fotogeniczny. Z której strony nie ustawi się do zdjęcia, wychodzi korzystnie i wszystkie przetłoczenia mają swój urok. Jest jak modelka, która nigdy nie ma gorszego dnia i zawsze robi wrażenie. Francuz musi też czymś zabłysnąć, a Kadjar przez panoramiczny dach wpuszcza do środka mnóstwo światła i radości. To zawsze działa! Uwierzcie mi, że nawet w pochmurny dzień możliwość kontaktu z przesuwającymi się chmurami rozświetla człowiekowi świat. Tym bardziej, że wnętrze Kadjara jest wygodne i przestronne. I to kolejna francuska przyjemność.

Prawda jest taka, że prawdziwy Francuz musi być wygodny. Kadjar ma to coś, co powoduje, że kierowca rozsiada się w fotelu i ma się w nim poczuć jak w miłym wnętrzu zgrabnie urządzonego salonu. Miałam wrażenie, że tak samo usatysfakcjonowani będą pasażerowie z przodu i z tyłu, bo miejsca dla wszystkich jest pod dostatkiem. I co najważniejsze – jest miękko! We francuskich samochodach cenię sobie pewną delikatność, z jaką bez problemu zawiaduję samochodowym światem, ale nie muszę się wysilać. Fotele są podgrzewane, klimatyzacja oczywiście dwustrefowa, a system audio Bose jest naprawdę przyjemny. Czego chcieć więcej, żeby miło spędzić czas za kółkiem? Plus jeszcze jeden ogromny atut Kadjara – ergonomia. Schowków i skrytek jest pod dostatkiem i – co najważniejsze –  wszystko jest na wyciągnięcie ręki.

Francuzi mają też swoje mankamenty. Plastiki, choć dobrej jakości, trochę trzeszczą i nie dam sobie głowy uciąć, jak po latach użytkowania będą się sprawowały. Diesel o pojemności 1,8 odrobinę za głośno pracuje, ale za to napęd na cztery łapy ładnie klei Kadjara do drogi. Do pełnej satysfakcji z komfortu podróżowania zabrakło mi też automatycznej skrzyni biegów. Manual trochę nie pasuje do całej koncepcji przyjaznego przemieszczania się autem z miękkim i delikatnie pływającym zawieszeniem.  A ja się po prostu cieszę, że francuskie samochody nie gubią swojego klimatu. Co więcej,  marki rodem z krainy serów i wina też potrafią się od siebie odróżniać i zachować indywidualizm. Z całą pewnością w świecie twardej ekonomii i wszędobylskiej unifikacji jest to swojego rodzaju fenomen. Renault ma swój charakter i Kadjar (zupełnie jak moje stare Twingo) potwierdza, że można się w tych samochodach zakochać. Niestety nie jest to miłość pełna wyrzeczeń, bo za testowany model trzeba zapłacić aż 118 tysięcy złotych. Sporo. Jednak na szczęście Kadjar ma swoich wyznawców i to bardzo miłe, bo samochody przecież też potrzebują czułości i zainteresowania. Bez tego znikają bezpowrotnie, co temu Francuzowi zdecydowanie nie grozi.

fot. Mateusz Misiak