MEDIA DRIVING ACADEMY
Osobistą historia o przełamywaniu słabości
Porsche to jedną z najbardziej pożądanych i jednocześnie kultowych marek samochodowych świata. Auta niezwykle wymagające, dla wprawnego kierowcy oferują doznania porównywalne z lotem w kosmos. Pomijając kwestie niezwykle popularnych SUVów, Porsche ma przede wszystkim korzenie sportowe i większość modeli trzeba umieć okiełznać. Najlepiej uczyć się tej sztuki na torze i niespodziewanie dostałam w prezencie od losu taki właśnie prezent . Jak wiele trzeba mieć pokory do własnych umiejętności przekonałam się na własnej skórze w Stambule.
Dzień pierwszy, czyli walka z błędnikiem.
Tor Istanbul Park to ponad 5 kilometrów długości, szybkie proste i piękne zakręty. Niestety moją nadzieją, że ucieczka na południe Europy będzie szansa na dogrzanie stęsknionej za latem wyziębionej duszy spełzła na niczym. Gęste chmury kłębiące się nad głową i groźbą deszczu w połączeniu z zimnym wiatrem wprowadziły atmosferę grozy. Na szczęście świadomość czekającej przygody rozgrzewała mnie od środka. Czy podołam? Czy ogarnę? Takie pytania chodziły mi po głowie podczas odprawy z instruktorami precyzyjnie omawiającymi każdy szczegól tego, co ma się wydarzyć. Aż nadszedł upragniony moment konfrontacji z samochodami. Ustawione jeden za drugim wszystkie dostępne modele, włącznie z GT3 i przepiękna Targa uśmiechały się obiecując niezapomniane wrażenia. W samochodzie po dwie osoby, zmiana za kierownicą, a pózniej zmiana samochodu. Możliwość jeżdżenia każdym modelem jednego dnia to
marzenie! Pierwsze trudności pojawiły się na slalomie. Cóz, jazda na prawym fotelu zawsze była dla mnie wyzwaniem i tym razem nie było inaczej. Błędnik zwariował i doprowadził mnie do stanu wymiętej gąbki. Rozpacz doprawdy, biorąc pod uwagę fakt, że taka okazja zdarza się niezmiernie rzadko. Kilka głębokich wdechów podratowało sytuację i przesiadka za kierownicę zakończyła się przejazdem po dwóch pachołkach. Przynajmniej nauczyłam się, że na prawym fotelu oszaleje i zwyczajnie muszę opuszczać auto na czas przejazdu mojego samochodowego partnera. Pierwsza walka z własnymi słabościami zdecydowanie dała mi w kość, ale niebawem miały się pojawić kolejne wyzwania.
Auto stworzone na tor
Samochody z zacięciem sportowym na torze czują się jak ryba w wodzie. Pierwszy raz miałam okazję sprawdzić róznice w prowadzeniu kultowej 911-tki we wszystkich odmianach i porównac
doznania do tych, jakie dają Cayman czy Boxster. Ku rozpaczy wszystkich zagorzałych fanów Porsche pokochałam właśnie Caymana, który wydał mi się najbardziej zrównowazony i najłatwiejszy w prowadzeniu. 911 Turbo S nie mówiac już o GT3 zaczęły mnie zwyczajnie przerastać. Trasy uczyliśmy się w dwóch etapach, żeby potem połączyć wszystko w całość i ruszyć na przygodę z pełnym okrążeniem. Na początku jeździliśmy wszyscy grzecznie za instruktorem, który uczył nas prawidłowego wchodzenia w łuki i jak najbardziej efektywnego wykorzystania toru. Jak się jedzie za kimś, kto potrafi, wszystko wydaje się takie proste! To trochę tak, jakby całą odpowiedzialność za decyzję jak i jakim tempem jechać zrzucić na kogoś innego. Ma to swoje dobre strony, bo można się skupić na tym jak reaguje samochód na dodanie czy ujęcie gazu, jak pracuję skrzynia biegów (a pracuję doskonale!) no i oczywiście można się upajać dźwiękiem silnika. Jazda po sznurku dobiegła końca i zostaliśmy poddani próbie jazdy solo. Uff, chwila prawdy! Szkoda tylko, że zaczął padać deszcz i zrobiło się ślisko. Wiedziałam już, że łatwo nie będzie.
Dzień drugi, czyli walka że strachem.
Każde okrążenie to oddzielne wyzwanie. Ba, każdy łuk i każda prosta wymagają cały czas skupienia. Z tym chyba najgorzej, bo niestety czasem moje myśli uciekały w absurdalne rewiry typu „ciekawe co na obiad?”. To niesamowite, ale okazało się, że z pełnym skupieniem zaczynam mieć poważny problem. Błędnik już się trochę uspokoił i tylko w okolicach czwartego okrążenia zaczynałam się czuć jak na karuzeli. Ale nic w przyrodzie nie ginie i w miejsce jednej walki musiała się pojawić następną. Tym razem moim przeciwnikiem okazała się prędkość. Z wiekiem wyobraźnia działa coraz mocniej, więcej wiemy i więcej sobie potrafimy wymyślić. Do tego dochodzi instynkt macierzyński, bagaż osobistych przeżyć z wypadkami w rodzinie i cholera wie co jeszcze. Jedno jest pewne, moją graniczna prędkość na prostej wyniosła 175 km/h. Inni kierowcy przelatywali w okolicach drugiej setki wprawiając mnie w klasyczny odruch ludzkiej zazdrości. Nawet świadomość włączonego systemu PSM, który naprawdę dużo wybacza, nie pomógl w przełamaniu strachu. Nic nie szkodzi, trening czyni mistrza! Postawiłam więc przede wszystkim na technikę, która z okrążenia na okrążenie zaczęła się poprawiać. W czerwcu wracam na tor w Stambule i zamierzam robić postępy, więc trzymajcie kciuki. Zwłaszcza za błędnik 🙂
Leave a Reply