TYP: Sportowiec. Przez bardzo duże „S”

CHARAKTER: Szybki i wściekły.

CO LUBI: Tor, gładka i pusta drogę, ewentualnie autostradę (w drodze wyjątku).

CZEGO NIE LUBI: Jeździć powoli.

STOPIEŃ ZAŻYŁOŚCI: Mistrz randki z dreszczykiem. Partner na co dzień raczej z niego żaden, niestety.

Najszybszy z najszybszych

Od tego trzeba zacząć: Aston Martin Vantage S jest najszybszym produkcyjnym autem legendarnej marki. Tym razem nie da się ominąć kilku technicznych faktów, bo to one właśnie określają tego Potwora najlepiej. Po pierwsze 6 litrów V12 i 573KM moooocy. Po drugie moment obrotowy…620 Nm. Mało? To dorzućmy do tego ceramiczne tarczę Brembo, napęd na tył i 7-stopniową skrzynię Sportshift III AMT. Od samych danych technicznych kręci mi się w głowie, więc drżącą ręką wkładam piękny przeszklony kluczyk w przeznaczone mu miejsce. I tu zaczyna się przygoda! Dźwięk ryczącego lwa, wysuwające się głośniki i rozświetlone wnętrze dają znać o swojej gotowości do jazdy. „Ostrożnie, tylko spokojnie” – pomyślałam. Trzeba go poczuć, wsmakować się pomału, poskromić emocje. Pierwsze spokojne kilometry za nami i ogarnia mnie zadziwienie. Vantage S nie znosi takiego traktowania! Skrzynia szarpie, zawieszenie daje się we znaki, a mrucząca V12-tka błaga o przyspieszenie. „Chcesz jeździć powoli? To kup sobie limuzynę a nie mnie” – wybełkotał Aston jakby prosząc o wizytę na torze. Niestety musimy jakoś sobie poradzić przez wspólne 24 godziny w miejskich warunkach. Życie.

 


Luksus versus hand made

Nie oszukujmy się, każdy z nas słysząc Aston Martin ma poczucie luksusu z najwyższej półki. Spotkanie z taką legendą to frajda dotykania, głaskania, słuchania, czyli eksplorowania tego, co znane było tylko że zdjęć lub z salonów samochodowych. De gustibus non disputandum est, ale…krzywda mu się stała i nie mogę się z tym pogodzić. Kolorystyczne zestawienie śliwki z buraczkiem jest niewybaczalne i karygodne. Cóż, do głowy by mi nie przyszło, lecz nie mój wybór i trudno. W Astonie luksus jest czyś innym niż ten, do którego przyzwyczaiły nas marki premium. Hand made ma swoje plusy i minusy, o czym najpiękniej świadczy oldschoolowy migacz wydający z siebie staroświecki dźwięk „klik-klak”. Połączenie technologii przyszłości z tradycjonalizmem marki. Jednak dotykanie sprawia przyjemność porównywalna do spania w jedwabnej pościeli. Rozkosz. Przeszycia na fotelach jak spod igły najlepszego krawca, a na drugim biegunie wyświetlacz radia trochę jak sprzed dekady. Bardzo śmieszne doświadczenie, które do tej pory nigdy mi się nie przydarzyło. Cóz, zawsze jest coś, co nas jeszcze może zaskoczyć.

 


Oswojenie monstrum

Vantage S wymaga bardzo dużo. Trzeba umieć się z nim zmierzyć i wtedy wszystko pracuję nieprawdopodobnie spójnie. Skrzynia biegów, która sprawiała wrażenie szarpiącej, staje się płynna i precyzyjna, zawieszenie perfekcyjnie wkleja się w drogę a każdy ruch kierownicą daje poczucie ujarzmiania bestii. Torowe spasowanie tej wersji Astona aż się prosi o wyścig z własnymi umiejętnościami. Trzeba tylko mieć gdzie i mieć czas. A czas nam się niestety pomału kończy. Nie ma takich miejsc na publicznych drogach, które Vantage S uznałby za godne swoich możliwości. Pytanie więc o sens posiadania go w garażu. Odpowiedź jest jednak prostą- to wspaniała zabawka dla tych, którzy mogą sobie pozwolić na wypady weekendowe na zamknięte tory celem wypuszczenia monstrum na wolność. Tak naprawdę chodzi tu o jedno, czyli o smakowanie przyjemności przyśpieszenia i prędkości maksymalnej ponad 300 km/h. Czego sobie i wszystkim czytającym z całego serca życzę.