Z wiekiem człowiek łapie dystans i pokornieje. Czasem wydaje mi się, że wcale tak wiele mi do radości nie potrzeba. Wtedy zaczynam się zgadzać z tymi, którzy twierdzą, że pieniądze szczęścia nie dają. Niestety moja konstatacja nie potrwała długo, bo na kilka dni odwiedził mnie on. Range Rover Velar, który brutalnie zweryfikował moje pokorne podejście do życia. Panie i Panowie, napiszę jasno. Tak, jednak chcę być bogata!
Plan jest taki. Trafię szóstkę w Lotto i już, sprawa załatwiona. Velar kosztuje tyle, co zupełnie przestronne mieszkanie w Warszawie. Problem w tym, że jest wart tej ceny i dlatego tak mocno mną zakręcił. Zacznijmy od urody. Velar jest diabelnie piękny i łączy w sobie powagę, dynamikę ,elegancję i lekkość. Jest niewątpliwie najładniejszym SUVem, z jakim miałam kiedykolwiek do czynienia. Doskonałością są chowające się klamki i reflektory Matrix-laser LED wkomponowane w karoserię, dzięki którym Velar ma niezwykłe spojrzenie. Jak on na mnie patrzy! Na taki wyraz samochodowych oczu jestem gotowa wziąć kolejny kredyt… Ekscytacja sięga zenitu we wnętrzu. Range Rover zawsze słynął z dopracowania każdego detalu i oczywiście z Velarem nie jest inaczej. Miękka skóra na fotelach z motywem Union Jack i alcantarowa podsufitka są dla Range’a niemal standardem. Przyszło mi do głowy, że spędzenie nocy w samochodzie nabiera zupełnie innego znaczenia… Absolutnym hitem są dwa ogromne ekrany 10 calowe– jeden standardowy, a drugi w miejscu, gdzie normalnie znajdują się pokrętła do regulacji nawiewów czy radia. Na początku nie mogłam ogarnąć wszystkich ustawień, jednak po kilku kilometrach obsługa tabletów stała się łatwa i intuicyjna. Velar w wersji First Edition ma wszystko, czego do szczęścia w samochodzie potrzeba. Masaż, nagłośnienie Meridian Signature Surround i oczywiście wszelkie możliwe systemy bezpieczeństwa. Nic tylko jechać i prędko nie wracać z cudownej podróży marzeń!
Tym bardziej, że Velarem można pojechać niemal wszędzie. 3-litrowy 300-konny diesel brzmi jak rasowa benzyna i współpracuje perfekcyjnie z 8-biegowym automatem. Dzięki All Wheel Drive możemy ze spokojną głową pokonać błoto, piasek czy kamienie i nie martwić się o stan zawieszenia, które podnosi się aż do 251mm. Z resztą czym tu się martwić, kiedy poziom radości w krwioobiegu zwiększa się do maksymalnego poziomu? Gdyby na upartego pomarudzić, to z tyłu jest dość mało miejsca i duże, dorosłe osoby mogą nie czuć się do końca usatysfakcjonowane.
Ambasadorem Velara jest Mateusz Kusznierewicz. Trzeba przyznać, że pasuje do tego modelu idealnie. Żeglarz z pewnością doceni auto wszechstronne i niezawodne, którym w dodatku w porcie można zadać szyku. Polska premiera Velara odbyła się więc w Gdyni, gdzie czekały na nas jachty z żaglami z logo Land Rovera, piękna pogoda i gładkie morze. Piękniejszej premiery dla ekskluzywnego SUVa nie można było sobie wyobrazić.
Odkąd Velar mnie opuścił zaczęłam częściej zaglądać do osiedlowej kolektury (moje ulubione słowo!), snując plany co zrobię z wygraną. Oczywiście wydam na niego prawie 550 tysięcy złotych. Cóż, za piękny i mądry samochód na lata, w którym czuję się jak milion dolarów warto dać aż tyle. Przypomniała mi się reakcja sprzedawcy z salonu innej ekskluzywnej marki, do której zajrzał kiedyś mój tata. Zapytał o cenę i na jego stwierdzenie „Ojej, to drogo!” pan sprzedawca odpowiedział; „Nie, Panie Włodzimierzu. To nie jest drogo, Pan po prostu nie ma tyle pieniędzy”. I mam nadzieję, że ze mną będzie jednak inaczej 🙂
Leave a Reply