Przyznaję szczerze, jestem trochę staroświecka. Chyba tylko dzięki temu, że mam nastoletnią córkę i pracuję z facetami jeszcze jakoś nadążam za tym co się dzieje na rynku technologicznych gadżetów. Do pełnej radości dochodzi jeszcze jedna ułomność, czyli kompletny brak orientacji w terenie. Jakimkolwiek! Czasem mam wrażenie, że jak się zakręcę mocno we własnej łazience to nie trafiam do wyjścia. Cóż, każdy ma swoje wady i trzeba umieć sobie z nimi radzić. W tak trudnym przypadku nie ma co się oszukiwać. Bez nawigacji ani rusz.

Jeżdżę dużo i trafiać muszę. Na czas. Po kilku dramatycznych przygodach z próbą wyduszenia z lekko podchmielonych „lokalesów” na polskich wsiach informacji w stylu „którędy na Ostrołękę?”, w końcu się poddałam. Ściągnęłam najpierw NaviExperta, potem Yanosika. Życie stało się prostsze, ale i trudniejsze za razem.  Udaje mi się dojechać do celu bez przygód. To już plus. Zaczęło mi natomiast przeszkadzać, że wszystko mam w telefonie i czasem nawigacja koliduje chociażby z muzyką, która w podróży jest absolutnie niezbędna. Z jakiegoś zupełnie dla mnie niewytłumaczalnego powodu czasem albo nie gra albo nie nawiguje. Prawdopodobnie techniczne wynalazki bardzo dobrze wiedzą, że mają do czynienia z kompletnym bałwanem i robią mi zwyczajnie na złość.

W akcie rozpaczy postanowiłam zaopatrzyć się w normalną nawigację. Na drogi gadżet, który być może skończyć w szufladzie nie chciałam wydawać mnóstwa pieniędzy. W ręce wpadła mi nawigacja Smart GPS SG720 za 200 zł. Swoją drogą, czy nie mogłaby się nazywać jakoś bardziej przyjaźnie? Na potrzeby umilenia naszej relacji nazwałam ją przyjaźnie „Nawijka”. Bo nawiguje i nawija:)

 

Jako mistrz braku technicznych uzdolnień miałam przed sobą trudną drogę zrozumienia o co tu chodzi. Oczywiście zamiast przeczytać instrukcję dwa dni pukałam palcem w ekran zanim odnalazłam specjalny rysik wbudowany w uchwyt. Brawo ja! Okazało się, że wpisywanie celu jest prostsze niż mycie zębów. Znalazłam wejście na mikro USB i czytnik kart. 5 calowy wyświetlacz jest jak najbardziej wystarczający i wszystko, co mi potrzebne widzę bez problemu. Mapa w tym urządzeniu to MapFactor Navigator Free i trochę się gubi na polnych drogach, ale w mieście radzi sobie zupełnie nieźle. Najfajniejsze jest to, że mogę sobie zainstalować wszystkie inne mapy jakie mi przyjdą do głowy. I to jest fajne! Inna sprawa, czy sobie z tym poradzę, ale jestem uparta i spróbuję tego cudu niebawem dokonać. Wiem jedno – wolę mieć nawigację oddzielnie od telefonu. Może i jestem analogowa, ale twierdzę, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. Jak już zainstaluję super dokładne mapy, to z całą pewnością będziemy ze sobą współgrać w podróży. I tak oto moje życie stało się prostsze 🙂