Każdy, kto kocha samochody, raz na jakiś czas ma chrapkę na rasowego hothatcha. Nie ma lepszej koncepcji na przełamanie codziennej rutyny i zwyczajnej nudy niż szybki przelot samochodem, który podnosi poziom adrenaliny i wymaga nie lada koncentracji. Krew krąży szybciej, puls rośnie a na twarzy pojawia się zadziorny uśmiech. W motoryzacji wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, ale wydawało mi się, że hothatch to idea, która pozostanie niezmienna. Po cudownym odkryciu Hyundaia i30N wiedziałam już, że szybkie i zwinne auta też podlegają ewolucji. Kiedyś były sztywne jak deska, spartańskie i cholernie mało wygodne do używania na co dzień. W i30N pogodzono normalny styl jazdy z diabłem wcielonym pod maską i okazało się, że hothatch może być jedynym samochodem w rodzinie. Tym bardziej niecierpliwie czekałam na test Megane RS. Legendy wśród legend, synonimu drapieżności i dostawcy mocnych wrażeń. Wpadł w moje ręce, w kolorze szalonej pomarańczy i obietnicą wielu niezapomnianych atrakcji. Zmienił się? O tak! Z pewnością jednak wyszło mu to na dobre.
Megane RS nie trzeba nikomu przedstawiać. Na kolejne generacje czeka, przestępując z nogi na nogę, rzesza zapaleńców, którzy marzą o swojej nowej zabawce. Trzeba przyznać, że w pomarańczowym kolorze cholernie dobrze się prezentuje i jest to pierwsza radykalna zmiana. Do tej pory Megane RS kojarzył mi się z żółtym lub czarnym. A tu – niespodzianka! Bryła z potężnym dyfuzorem, wlotami powietrza w zderzakach i drapieżnymi ledami nie pozostawia wątpliwości. To auto nie zostało stworzone do rodzinnych wypraw za miasto. Tylko czy da się nim jeździć na co dzień bez urazu kręgosłupa? Pod tym względem Megane RS podąża za nowymi trendami. Otóż da się ustawić go w normalnym trybie, jeździć po dziurawych drogach i nie odczuwać boleśnie każdej koleiny. Za to wystarczy go przerzucić w tryb Sport, żeby obudzić drzemiącego potwora i pozwolić mu się porwać. Wtedy zaczyna się prawdziwa frajda!
Co mamy do dyspozycji? Silnik 1,8 o mocy 280KM, automatyczną, doskonale i precyzyjnie pracującą skrzynię, 4 skrętne koła i przedni napęd. Do pełni szczęścia dobrze trzymające fotele kubełkowe, świetnie wyczuwalny układ kierowniczy i – dla odważnych – tryb Race wyłączający systemy wspomagania. Ufff, dzieje się! Nie pytajcie ile Megane RS potrzebuje paliwa. Bierze tyle ile musi w zależności od tego, jak się będziemy sprawować. W mieście przy spokojnej jeździe palił mi około 11 litrów. Ciężka noga i ostrzejsze traktowanie nie mają górnej granicy spalania. No może jakąś mają, ale na torze potrafi wyżłopać nawet 20 litrów. Nie po to jednak kupuje się hothatcha, żeby oszczędzać na paliwie. Do setki Megane RS rozpędza się w 5,8 sekundy i jest to naprawdę cholernie dobry wynik. Fura frajdy i radości, wypieków na twarzy i – przy okazji – wygodnej i miłej jazdy. Jedyne z czym nie mogę się zaprzyjaźnić we wszystkich nowych Renault to ogromny wyświetlacz dotykowy, który zmusza człowieka do klikania przy okazji każdej, prostej czynności. Cóż, tęsknię za normalnymi pokrętłami…
Megane RS to wydatek zaczynający się od 125 tysięcy złotych. Jak na dobrze skrojonego hothatcha to zupełnie przyzwoita cena. Tym bardziej, że dość szybko przyzwyczaiłam się do jego możliwości i po przesiadce do mojego małego Twingo przez pierwszych kilka kilometrów myślałam, że się popsuł… Cóż, do dobrego człowiek się jednak szybko przyzwyczaja. A szybkość i dynamika to dwie bardzo zaraźliwe przypadłości, których dość szybko zaczyna się maniakalnie pragnąć.
Leave a Reply