– Czujesz się szczęściarzem?

– Wiele osób mi mówi, że mam szczęście. Ale jak popatrzysz na ludzi podobnych do mnie, którzy się realizują i kochają to co robią, to zobaczysz ile w tym szczęściu ciężkiej pracy. Praca i pasją to dwa elementy, które muszą istnieć równolegle. To właśnie pasją powoduje, że nawet jak są przeciwności losu to i tak wracam do motocykli. Miałem przerwę w jeżdżeniu w Mistrzostwach Polski tylko dlatego, że się kompletnie skończyła kasa. Jak tylko udało mi się coś zarobić, natychmiast kupiłem nowy motor. Zawsze na wszystkich zgrupowaniach, bez względu na to ile by nie trwały mówiłem : A mi się tu podoba! Pada deszcz, zmęczenie, ciężko, krzyczą na nas… Jest ok, ja jestem zadowolony, bo robię to co lubię.

– Co się bardziej liczy w dochodzeniu do sukcesu: konsekwencją i planowanie czy pasją?

Pasją robi wszystko! Nie da się nic układać na siłę. Jak jest iskra, to ona dalej prowadzi do przodu. Czy można powiedzieć, że Tadek Blazusiak to szczęściarz? Spędził wiele lat w trialu i nie mógł się przebić. Tam go nie doceniano i nagle pojechał na inne zawody i zrobił sałatkę z reszty świata! Ten dar od Boga został wypracowany przez lata ciężkiej pracy.
– Jest w tym jednak jakiś pierwiastek poświęcenia.

– Ludzie mówią o poświęceniach. Ale spójrz na Jacka Czachora. Ja w nim nie widzę poświęcenia! Ten facet nigdy nie chciał być lwem na salonach, za to w tym sporcie był od zawsze. U Jacka wszystko jest przemyślane na kilka miesięcy do przodu. Tym żyje i o tym myśli, nawet jak siedzi w domu.

– Co się czuję na męcie Dakaru?

Ostatnia meta była niesamowita, bo przyjechaliśmy z Jackiem na siódmym miejscu i nie mogliśmy uwierzyć w swoje szczęście. Koniec Dakaru jest jednak zawsze wielkim poczuciem spełnienia i wielka radością.
– Najtrudniejsze w Dakarze jest…

– …sam Dakar! Wszyscy, którzy tam jeżdżą mówią: „każdy ma swój Dakar”. To złożone i trudne zjawisko. Od załatwiania formalności, przygotowania sprzętu, przygotowania trasy, skupienia.. Nawet przed chorowaniem trzeba się ustrzec! Tam wszystko może cię złamać. To, co w Dakarach było dla mnie najtrudniejsze to ból.

– Kontuzji miałeś dużo… Nie miałeś takiego momentu, żeby sobie pomyśleć: „cholera, mam dość, dziękuję, do widzenia” ?

– Fakt, spędziłem trochę czasu w szpitalu. No i jednak mam szczęście, bo za każdym razem jednak z tego szpitala wychodzę i dalej cisnę. Nie ma „do widzenia”, jest pasją i tyle.

Oddałeś silnik Cyrilowi Depres i media na całym świecie chwaliły postawę fair play. Dużo jest takich momentów na Dakarze? A może ostrą rywalizacja powoduje, że nikt się nie ogląda na innych?
– W motocyklach jest to nagminne. Jesteśmy jedną wielka rodzina i nikt cię nie zostawi. Oczywiście gdybym jechał w pierwszej dziesiątce to pewnie bym mu silnika nie oddał. Ale pamiętaj, że to był zawodnik KTMu i ta współpraca na przyszłość dla Orlen Teamu była bardzo ważna. Oprócz ludzkiego odruchu takie działania w ogólnym rozrachunku wychodzą na dobre. Ale i tak bez tych kilku biegów dojechałem do mety.

– Nie żal Ci było przesiadać się z motocykla do samochodu?

– Wiesz, jak boli mnie bark to sobie przypominam jak było ciężko. Ale tęsknotą jest i pewnie będzie zawsze. Teraz wypełnia mi ja mój syn. Myślę, że mając 15 lat ma pełne szansę jeździć tak jak ja jeździłem w swojej najlepszej formie.

– Boisz się o niego?

– Jasne, boję się cały czas. A najgorzej jak się trafia nieprzespana noc i zaczynam o tym myśleć w czarnych kolorach. Wtedy jest naprawdę strasznie.

Tata Marek musi patrzeć jak jego syn leci w powietrzu i myśleć że strachem co będzie, jak wyląduje!
– Z drugiej strony naprawdę długo układaliśmy go na tym motorze. Teraz jak na niego patrzę, to już to wygląda bardzo profesjonalnie. Wiem, że sobie poradzi, ale przemyślenia zawsze. To jest jednak specyficzny sport i ja coś o tym wiem. Tylko, że to jego wielka miłość… No i znów wracamy do tematu pasji.

– Jakim jesteś tata? Surowym czy pobłażliwym?

– Jego zapytaj, sam pewnie powiedziałby jak to czuję i odbiera. momenty, kiedy nie ma że mną dyskusji. Ale w tym sporcie i na tym poziomie musi się mnie słuchać. Głową musi być skoncentrowana na tym co robi i tu nie ma żartów. Jedno wiem na pewno, że Konrada łatwiej mi się wychowuje dzięki sportowi. Sport wyzwala pewien reżim i to jest ok.

– Sport jest najlepszą forma rozwoju młodych ludzi. Pod warunkiem oczywiście, że to kochają.

– No właśnie, sama widzisz. Przy tej miłości do motocykli jaka jest u Konrada to już nie ma przebacz! Ale on sam dobrze wie, że żeby mógł jeździć na zgrupowania i treningi to w szkole wszystko musi być super. Czyli z domu musi dostać zielone światło. Sprawa jest prostą i Konrad to rozumie.

– Wróćmy do Ciebie. Kręcą Cię deski – windsurfingowa, surfingowa i snowboardowa. Masz na to czas?

– No niestety nie mam… Cały czas opowiadam o tym, że windsurfing jest moim konikiem a sam nie pamiętam, kiedy się ostatni raz przepłynąłem! No widzisz, nie ma kiedy. W między czasie pojawiły się wake’i, zaryłem w wodę parę razy. Też było fajnie. Ale zwyczajnie nie miałem czasu się z tym zaprzyjaźnić.

– Nie jest to przypadkiem dobry pomysł na emeryturę?

– O nie, emerytura będzie na torze crossowym!

Istnieje w ogóle emerytura w tym sporcie? Na Dakar jeżdżą przecież zupełnie starsi panowie…
– W samochodach to sponsorzy mogą powiedzieć dość i koniec… Ale rzeczywiście byłem ostatnio na treningu i usłyszałem zdanie: „ty to młody jesteś, jeszcze się możesz wszystkiego nauczyć”. I od razu zrobiło mi się przyjemnie! Cyril Depres też zaczyna teraz, ja się przesiadłem i mam wyniki. Nie jest źle, o emeryturze jeszcze nie myślę.

– Masz swoich idoli w tym sporcie?

– Peterhansel. On z cała pewnością, choć jest wielu innych, których podziwiam.

– Boisz się czegoś czasem?

– Pewnie! Pamiętaj, że teraz jeździmy we dwóch. Samemu łatwiej wydachować, bo bierzesz za to jednoosobowa odpowiedzialność. A teraz mam Jacka na w aucie i to o niego muszę się martwić.

– A kiedy bywasz najszczęśliwszy?

– Jednak na torze crossowym. Jak jest fajna pogoda i można naprawdę pocisnąć.

– O czym marzysz?

Żeby Polacy, w tym także mój syn, zaczęli zajmować super miejsca w czołówce w motocrossie. A jest to, uwierz mi, najtrudniejszą dyscyplina, żeby osiągać naprawdę dobre wyniki.

– Oby już niedługo dwóch Panów Dąbrowskich stawało na podium!