Trzeba przyznać, że zabawnie się złożyło. Wyprawa na przepiękną wieś pod Brodnicą, gdzie przeprowadzili się przyjaciele: Ania, Jah Jah i Waldi. Plan na medal, a w grafiku testów akurat trafił się on. Ideał dla prezesów, ważnych szych, właścicieli sprawnie działających korporacji. BMW 740 Le XDrive Performance w wersji przedłużonej, hybrydowej, na wypasie. Wyposażony w pakiet First Class z dwoma telewizorami z tyłu, podłokietnikiem z wysuwanym stolikiem i milionem innych bajerów. Auto – ideał dla biznesmena z szoferem. Okazało się, że przyszło mu się zmierzyć z zupełnie innym przeznaczeniem.

Niezła heca zaczęła się już przy pakowaniu. Wrzuciłam do bagażnika torbę, kalosze i prowiant, a pościel i poduszki rzuciłam  z tyłu niedbale na ekskluzywny przedział dla „ważnych panów” (albo „ważnych pań!”). Aż żal, że kołdra nie mogła skorzystać z masażu i podgrzewanych foteli! Ruszyłam przez Nieporęt, skąd zabierałam Agnieszkę, znaną z nieprawdopodobnej ilości dziwnych przedmiotów zabieranych w podróż. Tym razem też nie zawiodła. Wielki kosz wiklinowy wylądował obok pościeli, a do bagażnika wjechały kolejne torby i tobołki. W tym prezenty dla Bogusia (buldoga angielskiego) i wielka dynia na zupę. Agnieszka narzekała, że mało miejsca w bagażniku. Niestety, coś za coś.  To przecież hybryda i gdzieś musieli upchnąć baterie. Dla garnituru prezesa miejsca aż nadto, a nikt raczej nie zakładał tak dziwnej koncepcji użytkowania tego samochodu. Uff, BMW 7 prawdopodobnie nigdy nie zostało potraktowane w ten sposób! Odpaliłyśmy nawigację i ruszyłyśmy przed siebie. Jak rodzina Matysiaków.

BMW 7 nie tyle jedzie, co płynie. Na szczęście bez utraty frajdy z jazdy, bo tej jest całe mnóstwo. Układ kierowniczy pracuje precyzyjnie i daje dokładnie odczuć, co się dzieje z samochodem. Dwulitrowy silnik w połączeniu z elektrycznym mają razem 327 KM mocy. Doskonała, ośmiobiegowa automatyczna skrzynia zmienia biegi w mgnieniu oka i w 5,3 sekundy na liczniku robi się 100km/h. Napęd XDrive klei się do drogi i daje poczucie bezpieczeństwa. To dobrze, bo miejscowy rolnik miałby niezły ubaw wyciągając to auto z błota. Napęd na cztery łapy jest jednak niezbędny i taka przygoda nas na szczęście ominęła. Gdybym miała wybierać – zdecydowanie wolę być szoferem niż prezesem! Póki co stałam się kierowcą dla kołdry, poduszek i wiklinowego kosza. Widocznie w moim życiu nic nie może być do końca normalnie.

Za Brodnicą zjechałyśmy na drogi krajowe i naszym oczom ukazała się krajobrazowa bajka. Niezwykły świat pełen malowniczych łąk, pól, jezior i lasów zauroczył nas dokumentnie. Wcale się nie dziwię, że Ania, Jah Jah i Waldi postanowili mieć taki widok za oknem codziennie.

Dojechałyśmy pod dom, gdzie wszyscy już na nas czekali (nawet pan elektryk).  Boguś jak to Boguś, radość okazuje pakując cioci na kolana 40 kilo zwartej masy i dając buzi prosto w nos. O przepraszam, zapomniałam o Mundku. Kot, który gra na nerwach Bogusiowi wprowadził się niedawno i zdecydowanie postanowił zostać na zawsze. Cała nasza banda, kot pies i BMW7 to był niewątpliwie widok wart wszystkich pieniędzy świata!

„Siódemka” sprawdziła się na wsi idealnie. Jah Jah prezentował się przy niej okazale i pewnie miałby z niej w Osetnie pożytek. Tym bardziej, że można ją doładować prądem i 50 km przejechać prawie bezkosztowo. Piękna wyprawa bajkowym samochodem do kochanych przyjaciół skończyła się zbyt szybko. Wracam do nich jak najprędzej, bo świat bez obłędu w oczach istnieje. Właśnie tam 🙂