Kiedy się pojawiła wiedziałam, że muszę ją mieć choć na chwilę. Zapisałam się na test, odczekałam swoje i zacierając drżące ręce odliczałam godziny do randki z szatanem. Na dwa dni przed spotkaniem z Giulią Quadrifoglio dowiedziałam się, że jakiś brutal ją popsuł i stoi w warsztacie! Smutek, żal, rozczarowanie i kolejny czas, który dzielił mnie od wielkiej przygody… Takie momenty niewątpliwie uczą pokory. Kiedy już wydaje się, że świat stoi przed nami otworem, ktoś brutalnie zatrzaskuje drzwi wejściowe. Cierpliwość jednak popłaca i w końcu nadszedł  moment, w którym drapieżna Giulia Quadrifoglio zawitała w moim garażu. Połączenie piękna i wdzięku z piekielnymi osiągami to – uwierzcie mi – mieszanka wybuchowa, gwarantująca moc ekscytujących wrażeń. I tak też się stało.

Giulia jest piękna i basta. Słyszałam opinie, że jest zachowawcza i za mało nowoczesna. Ja jednak uwielbiam w niej szlachetność linii, poprowadzonych z klasą i bez przesady. W świecie, w którym projektanci samochodów prześcigają się w ilościach krzywizn, Giulia jest jak królowa wśród wystrojonych parobków. Quadrifoglio jest tylko ciut szersza, ale wyloty powietrza na pokrywie silnika, ogromny dyfuzor i cztery końcówki wydechu sprawiają, że na drodze wygląda jak auto z piekła rodem. Wspaniałe jest to, że w tej wersji nie traci na urodzie i z drapieżnością niewątpliwie jej do twarzy. Każdy z elementów Quadrifoglio spełnia swoją rolę i jest po coś, a nie służy tylko do robienia wrażenia. Tak jak aktywny „splitter”, który zwiększa docisk przy większych prędkościach. Wnętrze jest równie piękne i zaskoczyło mnie połączeniem sportowego charakteru z wygodą, a to nie jest łatwa sztuka. Kubełkowe fotele trzymają bezbłędnie, ale jednocześnie nie przyprawiają człowieka o ból kręgosłupa. Niemal wyobraziłam sobie, że Giulia Quadrifoglio może spokojnie służyć do zwykłej codziennej jazdy i póki nie wciśnie się mocniej pedału gazu, to komfort podróżowania jest absolutnie wystarczający. Jednak cała frajda zaczyna się wtedy, gdy zaczynamy obcować z jej mroczną stroną.

Czym różni się zwykła Giulia od Quadrifoglio? Przede wszystkim przeznaczeniem, więc nie chodzi tu tylko o wygląd. To zupełnie inna konstrukcja. Pokrywa silnika i dach zostały wykonane z włókna węglowego, zawieszenie ma inne sprężyny i amortyzatory, a hamulce wyposażono w ceramiczno-węglowe tarcze. Najważniejsze – jak zawsze  – jest oczywiście serce, czyli silnik V6 o pojemności 2.9l i szalonej mocy 510KM! Współpraca z Maranello nie jest tu przypadkowa i pokrewieństwo z Ferrari jest jak najbardziej uzasadnione. A to najlepsza rekomendacja, która z Giulii Quadrifoglio czyni prawdziwy unikat. Prawdę mówiąc miałam lekkiego pietra, bo za oknem zaczęło padać, a wsiadłam za kierownicę rasowego driftera. Taka zabawa wymaga ostudzenia emocji i spokojnego wyczucia, na ile można sobie pozwolić. I tu zaczęła się prawdziwa randka z diabłem.

Giulia Quadrifoglio jest jak zalegalizowany narkotyk wprowadzający człowieka w stan ekstazy. Bardzo bezpośredni układ kierowniczy daje perfekcyjne wyczucie tego, co się dzieje z autem i dlatego frajda jest nie do opisania. To tak jakby przed każdym zerwaniem przyczepności mówiła do mnie „uwaga, teraz załóż kontrę, będziemy sunąć bokiem!”. I fruuu bez większego stresu, bez balansowania na granicy strachu, intuicyjnie i z dzikim uśmiechem na twarzy. Brakowało mi wizyty na torze, bo w trybie Race aż się prosi o zamknięty kawałek trasy, żeby dojść do granicy i poczuć moment, w którym robi się gorąco. Nie pytajcie o spalanie, bo nie ma to większego sensu. Wszystko zależy od tego jak się bawimy i jak jej używamy. Tankowałam ją podczas jednego tygodnia trzy razy i niech to wystarczy. Choć trzeba przyznać, że w momentach spokojnej jazdy pokazywała 10 litrów na 100km i to już jest zacny wynik.

Giulia Quadrifoglio to konstrukcja doskonała. Mój przyjaciel, dla którego do tej pory liczył się tylko Lexus ISF padł na kolana i po raz pierwszy od lat przyznał, że musi zmienić priorytety. Ja z kolei znów przekonałam się, że mam słabość do piekła i jeśli gdzieś chcę trafić po śmierci to tam, gdzie będę mogła podróżować Giulią Quadrifoglio. I to raczej nie będzie niebo. fot: Mateusz Misiak