NOWE TWINGO – POWRÓT DO ŚWIETNOŚCI


Pierwsza generacja, która pojawiła się na rynku w 1993 roku zszokowała wszystkich.
Patrick Le Quément narysował zabawną bańkę z oczami wesołego szczeniaka i dokonał rewolucji w szarej rzeczywistości samochodów miejskich.
Auto było tak udane, że do dziś ma swoich zwolenników zrzeszonych w klubach Twingo na całym świecie.
Nie wiadomo dlaczego następne generacje próbowano „unormalnić”, co było galopującym absurdem.
Aż wreszcie Twingo znowu można nazwać królem zabawy!


Nie będę ukrywać, że jestem wielką fanką pierwszej generacji Twingo.
Do dziś pamiętam akcje promocyjne, podczas których do salonów Renault zapraszano dzieci i pozwalano im malować karoserię farbami. Była przy tym kupa śmiechu, bo o to przecież w takich samochodach chodzi. W końcu nie wytrzymałam i kupiłam wersję 1.2 16V z otwieranym brezentowym dachem. Ma 14 lat, ale zachowuje się jak dzieciak i sprawia mi bardzo dużo radości. No i pali 5 litrów, co jeszcze bardziej poprawia humor. We wnętrzu starego Twingo jest tyle miejsca, że spokojnie można wpakować szafę z zawartością i jeszcze zmieścić kierowcę. Niesamowite, ale to auto potrafi dostosować się niemal do każdej sytuacji.
Następcy mogliby dla mnie nie istnieć, bo znormalnieli i wcale nie wypięknieli niestety.
Po co komu normalne Twingo jak tyle innych zwykłych samochodów dookoła? Na szczęście ktoś w Renault ruszył głową i przywrócił dawny, zwariowany rys tego modelu.
Najnowsza odsłona Twingo ujrzała światło dzienne. Hurra! Skubany, fajny jest. Co prawda nie przypomina już bańki, ale jest totalnie rozpoznawalny na ulicy.
Zgodnie z duchem czasu posiada też milion gadżetów, bez których nikt już nie chce wsiadać do samochodu. Oczywiście tablet ze wszystkim funkcjami konfiguracji smartfona, klimę i bardzo wygodne fotele.
Jest jeszcze bonus, który rozbawił mnie do łez.
Schowek po stronie pasażera, który można wyjąć, założyć na ramię i używać jako … torebkę. Pełen czad, zupełnie nie wiem po co, ale wielki plus za wyobraźnię projektantów!
Ma nie być standardowo, więc nawet konstrukcyjnie Twingo wywróciło wszystko do góry nogami.
Napęd na tył (tadams, w małych autach jeszcze tego nie grali!), silnik też z tyłu, więc autko zawraca w miejscu. To co, że bagażnik z przodu jest wielkości małego robaczka. Za to w środku znowu pełna wygoda i nawetpasażerowie na tylnej kanapie mają luz.
Gama kolorystyczna ograniczona jedynie wyobraźnią, więc każdy znajdzie swoją koncepcję na Twingo.
Do testu trafił czerwony jak mak, ale pod domem sąsiad parkuje ostatnio pięknie żółtym, do którego sobie wzdycham.
Może to dobrze, że nie mam nadwyżki kasy, bo stałabym się lekko ześwirowanym Twingo-kolekcjonerem i dzieci na podwórku pokazywałyby mnie palcami. Co i tak już chyba ma miejsce…